Lecialem miedzy wznoszacymi sie warstwami
cieplego powietrza, a Diuk latal po polu za moim cieniem.
Powietrze bylo spokojne i jasne.
Na tej wysokosci mozna juz bylo wyczuc jesien, mimo
za na dole bylo wciaz lato.
Odwrócilem sie na plecy i lapalem twarza cieplo
promieni zachodzacego slonca.
Nad polem zboza czulem cieply zapach ziarna w unoszacym
mnie powietrzu, ktore sie stopniowo ochladzalo. Slonce stalo juz nad horyzontem.
Przelecialem jeszcze nad polem jeczmienia i wyladalem
na lace.
"No i jak bylo?" - zapytal sie Diuk.
"Fajnie!" - smialem sie - "Szkoda ze ty nie umiesz
latac."
"Jak teraz bede mial wiecej czasu" - powiedzial Diuk
- "to tez sie naucze."
"Koniecznie! Masz juz pokój na noc dla nas?"
"Tak, i kolacja tez jest gotowa."
"No te lecimy na wyscigi, kto przegra musi zmywac
po jedzeniu!"
Pedzilismy z calych sil, nie myslac o tym, ze to
juz ostatni dzien.
Tylko slonce wstrzymalo przerazone oddech, ale czujac,
ze jest wobec naszej lekkomyslnosci bezsilne,
kontynuowalo swoje zachodzenie.
Tak powstal ten obrazek.