Zurück Index Homepage

Janusz Weiss

O MARCHEWKE...

Kto dzis jeszcze pamieta napis, który znajdowal sie na wszystkich kartach restauracyjnych: "Konsument ma prawo wyboru dodatków do drugich dan"? A kto próbowal korzystac z tego prawa? Mój znajomy - zawsze!

Pamietam, w jakie oslupienie wprawial kelnerów, kiedy zamiast typowego schabowego z kapusta zamawial schabowego, ale z kasza gryczana i marchewka z groszkiem; albo kiedy do golonki nie zamawial piure z grochu, tylko kluski i salate ze smietna.

Ilez to razy, kiedy wchodzilismy razem do restauracji, blagalem go, zeby zdecydowal sie na proponowany zestaw, bo w przeciwnym wypadku nasz wspólny obiad zamieni sie w wielka awanture. I rzeczywiscie: kelner przynosil nie to, co zamówiono, byl opryskliwy - a obrywal nie tylko mój znajomy, ale takze ja - choc zawsze zamawialem wedlug karty.

Poczatkowo myslalem, ze znajomy ma po prostu dziwne upodobania kulinarne i nie znosi - powiedzmy - buraczków, ale kiedy zauwazylem, ze nie zamawia ich do zajaca w smietanie, a zada kategorycznie do sznycla po wiedensku - nabralem podejrzen, ze za tym, co bralem za dziwaczny gust i chimerycznosc - kryje sie cos powazniejszego. I nie mylilem sie. Pewnego razu, kiedy nieomal nie wyrzucono nas z jakiejs restauracji, osmielilem sie zapytac, o co mu wlasciwie chodzi?

Odpowiedzial, ze poniewaz zyjemy w panstwie totalitarnym (rzecz dziala sie za wczesnego Gierka), jego patriotycznym obowiazkiem jest na kazdym kroku i w kazdej sytuacji walczyc o poszerzenie granic swobód obywatelskich; szczególnie, kiedy cos jest zagwarantowane prawem, a nie przestrzegane, lub realizowane niechetnie - jak chocby owo wybieranie dodatków do drugich dan.

W zasadzie jego rozumowaniu nie moglem nic zarzucic, pod warunkiem, ze w swojej walce o wolnosc i swobody obywatelskie byl poza restauracja równie konsekwentny, jak wtedy, kiedy klócil sie z kelnerem. Mówiac prosciej - ze nie szlo mu tylko "o marchewke".

Niestety, nigdy nie dane mi sie bylo o tym przekonac, bo choc historia rychlo stworzyla wiele okazji, aby o wolnosc walczyc nie tylko w knajpie, to jakos stracilem swojego znajomego z oczu na dlugie lata. Az dopiero calkiem niedawno spotykam go - i to gdzie? - w restauracji! Jeszcze nie zdazylismy sie przywitac, kiedy usluzny kelner podbiegl po zamówienie. Czekam, co bedzie? A mój znajomy znowu swoje: surówka nie, kasza tak, marchewka - jak najbardziej! Kelner zapisuje i odchodzi z uklonem, aby po chwili przybiec w lansadach z potrawami. Pytam wiec niesmialo znajomego, o co dzis walczy? A on na to:

- Ja? O nic nie walcze, bo wszystko juz mam. Zrobilem interes, duza forse, zyje mi sie doskonale. Ja teraz kosztuje owoce zwyciestwa!

I zabral sie z apetytem za... marchewke z groszkiem.

Strona 16