Janusz Weiss Z cyklu: OPOWIESCI Z MOJEJ WSI JURZYSTA We wsi, kolo której od lat spedzam wakacje, mieszka chlop nazwiskiem Jurzysta. Nie wiem, jak ma na imie, bo wszyscy wolaja na niego po prostu - Jurzysta. Dziwne nazwisko, prawie - jurysta, czyli prawnik. I wlasnie ten Jurzysta wszedl w konflikt z prawem. A bylo to kilka lat temu, jak raz w porze wakacji, w lipcu czy sierpniu, ale chyba w sierpniu, bo juz pokazaly sie grzyby i chodzilo sie raczej do lasu, niz nad jezioro, na plaze. Tamtego dnia - pamietam - zle sie grzyby zbieralo, bo w lesie wokól jeziora pelno bylo ludzi, a grzybiarz nie lubi, jak mu sie depcze po pietach, tak, ze wczesnie wrócilem do domu z marnymi zbiorami. Dziwilem sie nawet, skad w lesie tylu ludzi, bo zwykle miastowi przyjezdzali na sobote i niedziele, a nie zeby tak w srodku tygodnia. A tu nagle gruchnela wiesc, ze ci w lesie, to nie grzybiarze byli, tylko milicja z oblawa, i ze Jurzyste aresztowali! A bylo tak: Ksiadz w kosciele, przy, ambonie znalazl anonim. Wykonany prawidlowo, jak nalezy: Na kartce papieru w kratke poprzyklejane byly powycinane z gazet litery, które ukladaly sie w napis, a napis glosil, ze jak ksiadz nie zlozy okupu, to w kosciele wybuchnie bomba i wszystko wyleci w powietrze. Okup mial wynosic dwa miliony zlotych i musial byc nastepnego dnia wlozony do teczki na brzegu jeziora, kolo przewróconego przez piorun w zeszlym roku buka, od którego sie o malo las nie zapalil, ale go w pore strazacy ugasili. Proboszcz chcial podobno okup dac, ale mlody wikary o wszystkim na milicje doniósl. Milicja anonim obejrzala, ksiedzu kazala, jakby nigdzy nic, paczke ze starych gazet zrobic, oblozyc papierem, przewiazac sznurkiem i o umówionej porze do lasu isc, teczke odszukac i paczke do teczki wlozyc. A sama milicja przebrala sie za cywilów i tez do lasu, nad jezioro, niby za grzybami. I to ci wlasnie milicjanci popsuli mi grzybobranie, choc wcale im grzyby nie byly w glowie, tylko zamachowiec! Proboszcz, jak bylo umówione, do lasu z paczka poszedl, patrzy: pod osmalonym bukiem faktycznie skórzana teczka lezy. A do raczki teczki zylka rybacka przyczepiona, do wody prowadzi i w wodzie ginie, drugiego konca nie widac! Zadziwil sie ksiadz, ale jak mu milicja kazala, tak zrobil: Paczke do teczki wsunal, teczke na sprzaczki zamknal, zapial pasek na klamre, teczke na brzegu zostawil i milicji zaraz wszystko o zylce opowiedzial. Jak sie milicja o zylce dowiedziala, to w samochód i na druga strone jeziora, które akurat w tym miejscu najwezsze jest, ale na przeciwlegly brzeg spory kawal trzeba jechac. A na drugim brzegu, jak juz dojechali, to zobaczyli Jurzyste z wedka, podbierakiem i wiadrem na ryby. Milicja Jurzyste od tylu zaszla, wylegitymowala sie i mówi: - A co obywatel tu robi? A Jurzysta na to, ze lowi okonie. To milicja, zeby wyciagnal zylke z wody. To Jurzysta wyciagnal. A na koncu zylki pusty haczyk byl! Az jedenemu milicjantowi wyrwalo sie, ze Jurzyscie pewnie okon robaka objadl. A Jurzysta na to spokojnie, ze pewnie okon, albo i nawet szczupak. Na to milicji mina zrzedla, bo juz mysleli, ze przylapali Jurzyste na goracym uczynku, a tu nic! I juz mieli odejsc, ale ten milicjant, co pewnie tez byl wedkarzem, koniecznie chcial zobaczyc, czy okonie biora. Inni poszli do samochodu, a ten stoi i patrzy, jak Jurzysta bedzie nowego robaka zakladal i na okonia zarzucal. A Jurzysta nic. Robaka nie zaklada. To ten millicjant pyta, czy Jurzysta naciasto lowi? A Jurzysta nic. To sie ten milicjant zdenerwowal, bo sie koniecznie chcial dowiedziec, na co tez Jurzysta lowi. A Jurzysta nic. Tamci z samochodu wolaja, zeby jechac, a milicjant swoje: - A moze na serek topiony? A moze na muche? A moze na zabe? To juz Jurzysta nie wytrzymal i do zamachu sie przyznal, bo jeszcze w zyciu takiej glupoty nie slyszal, zeby okon na serek wzial! A zylka od teczki byla przyczepiona wcale nie do wedki, tylko do kalosza Jurzysty, ale jej nie bylo widac, bo Jurzysta specjalnie noge trzymal w wodzie, a wedke tylko dla niepoznaki w reku mial i zgubilo go, ze przynety zadnej ze soba nie zabral, a tylko goly haczyk w wodzie moczyl. U Jurzysty w chalupie milicja znalazla wszystkie ksiazki z serii "Srebrny Kluczyk" a on juz sam powiedzial, ze w jednym kryminale tak wlasnie okup mial byc odebrany: przez jezioro, za zylke. Dostal Jurzysta za zamach dwa lata, ale odsiedzial tylko kilka miesiecy, bo w polu nie bylo komu robic, a zone i dzieci mial. Sad pytal, dlaczego okupu chcial akurat dwa miliony, ale i tak wszyscy we wsi wiedzieli, ze wlasnie na tyle Jurzysta wzial kredytów i przepil. Teraz, kiedy z wedka nad woda siedzi, to jak kto go widzi, zaraz pyta: - A na co ty chlopie lowisz? Na ciasto? Na serek topiony? Na muche? Na zabe? Jurzysta nic nie odpowiada, tylko papierosa kurzy, na splawik patrzy...i zawsze najwiecej ryb do chalupy przynosi! Ludzie we wsi powiadaja, ze go Pan Bóg wynagradza, bo kosciola nie wysadzil. Ksiadz jest zly na to gadanie, jako ze Jurzysta zadnej bomby nie mial, ale ludzie - jak to ludzie - swoje wiedza! |
Strona 5