Ballada o gefilte fisz
Nie wiem, czy opisac jest wogole mozliwe
Miasteczko, rynek, dzien grudniowy, mrozny
W olbrzymiej kadzi maja karpie zywe
Z ciezarowki sprzedaja, biednym i zamoznym.
Do ataku rusza tlum znieciepliwiony
A tegie chlopy w fartuchach gumowych
Czerpaki zanurzaja czerwonymi dlonmi
I trzepoczace pakuja w papier gazetowy
Szybko placic, 100 zkotych, bo inni tez stoja
A w domu juz wanna woda napelniona
Siatke oprozniam, choc przyznam, ze troche sie
boje
I karp wraca do zycia machnieciem ogona
Codziennie, codziennie dodac swiezej wody
Bo inaczej by brzuchem do gory wyplynal
I na diabla by byly te wszystkie zachody
I jak sie wytlumaczyc przed cala rodzina
Ale dzien wreszcie nadszedl. Piec juz szumi,
goracy
Trzeba najpierw tasakiem ogluszyc nieboge
Bo inaczej sie rzuca o oddech walczacy
I wyslizgnie sie zywy na brudna podloge
Ale juz ogluszony, wiec teraz ostroznie
Trzeba glowe mu obciac. Noz musi byc ostry
A gdy strune grzbietowa mu przetniesz na koniec
To podskoczy, posmiertnie, oslizgly i mokry
Lecz uwazaj jak kroisz, bo jak trafisz w zolciowy
woreczek, co przy glowie jest blisko
To sie gorycz rozleje po ciele karpowym
I do kubla na smieci mozesz wrzucic wszystko
Ale ci sie udalo, wiec wnetrznosci bierzesz
i kotu rzucasz - co z dziecmi bawi sie pilka
A dzieciom pokazesz powietrza pecherze
Co jak balon pekaja, gdy przeklujesz szpilka
Teraz pokroj w dzwoneczka po 2 centymetry
Reszte zmielisz, dodasz maki, zoltka, bulki
To bedzie na nadzienie, posolisz popieprzysz
Tylko nie zapomnij bron Boze cebulki
A tymczasem juz glowa martwe slepia wytrzeszcza
Wsrod marchewki, cebulki , pietruszki, ciut kopru
W garnku bulgocze i cala swa galaretnosc
Do zupy oddaje slodkawej i ostrej
A ty farsz do dzwonkow upychasz ostroznie
I w garnku duzym i plaskim poukladasz na dnie
I niech sobie bulgocze na niewielkim ogniu
Kiedy zupa od glowy zalales dokladnie
Potem tylko na balkon wystawic, na zimno
Niech sie zetnie, rybenka, marcheweczka zlota
I tak ze 3 godziny poczekac powinno
Ale na milosc boska - uwazaj na kota
Teraz tylko chrzaniku tartego dodamy
Co ci w nosie zakreci, i juz pachnie rajem
I jeszcze ciepla chalka pleciona, od mamy
I wodeczka przezimna - raj w gebie - lechaim
All rights reserved to Gabor Luveet 1997
|