Chaim Piast

 

Reports

Ballada o czterech zydowskich muszkieterach

(na melodie Kujawiaka)

Podworko na Kazimierzu.

Z jedego bylismy podworka
na Kazimierzu -  cala czworka
Od pierwszej klasy do matury
4 cwanikow z grubej rury
4 - do brydza, i do wodki
w gory, na mecz, no i do Ziutki
Nierozlaczalni muszkieterzy
z podworka na Kazimierzu
Nie masz takich jak my w Krakowie
Wiec moze troche wam opowiem

Janek wyzywal nas od parchow
Wiec dostal dobrze raz po karku
Chociaz Jan-Karol mial w metryce
Chociaz pozowal na szlachcica
Ale mu ktos otworzyl oczy
I wiecej do nas nie podskoczyl
Ojciec  partyjny aktywista
Wiec  piec pokoi,  oczywista
Ze tam robilismy prywatki
kiedy nie bylo w domu matki

Miszka to kawal byl bandyty
Ale  najczesciej byl sam pobity
Gdy nas od Moskow wyzywali
To Miszka pierwszy w morde walil
Ojciec handlowal dolarami,
a wiec wsadzali go czasami
Nie pozwalala moja mama
Bawic sie z synem tego chama
Ale gdy w domu byla bieda
To pozyczala - od ganewa

Dawidek z dobrej byl rodziny
Od 200 lat - same rabiny
Z polskiego w klasie byl najlepszy
Wiec dyro nie mogl sie przypieprzyc
Bo nawet sie sam wozny wzruszal
Gdy recytowal Pana Tadeusza
Gruby, niebieskooki, ryzy
Uczyl nas czasem klac po Jidish
Potrafil w karty przegrac wszystko
Mial Czartoryski na nazwisko

A ja - nie mialem wielkich marzeń
brzdakalem sobie na gitarze
strachliwy, chorowity, drobny
ciagle zmartwiony, ze "podobny"
Ojca zeslali do Workuty,
gdzie oficerom klepal buty
Gdy go zwolnili za Chruszczowa
I wracal do nas do Krakowa
"Riebjata" na smierc go zatlukli
Za funt machorki i sto rubli

W Krakowie, tu na Kazimierzu
Gdzie kazdy kawal zycia przezyl
Spotkalismy sie po tylu latach
Ucalowali, jak brat brata
Ale nam jezyk kolkiem stanal
Zanim nam wodki nie podano.
A zimna wodka lody topi
Szczegolnie, gdy nia sledzia kropisz
I roztopilo sie w czlowieku
Serce zamarzle przez cwierc wieku

U Miszki wszystko great - terrific
Willa z widokiem na Pacyfik
I z senatorem byl na rybach
I wlasny jacht na Karaibach
Obaj synowie na Harwardzie
Czy mozna byc szczesliwym bardziej ?
A Miszka - gowno wszystko warte
Bo spac sie klade z body-guardem
Jak tylko wroce do San Diego
Beda mi serce prze-ten-tego


Ty Dawid, sobie jestes panem
W twoim kibucu nad Jordanem
I nikt ci pluc nie bedzie w oczy
I nawet Clinton nie podskoczy
Macie banany, macie krowy
i  swietny sprzet komputerowy 
Dawid sie nie usmiechnal wcale
Patrz, tu za Synaj 2 medale
No ale  szczescie -  to nie u mnie
Bo syn z Libanu wrocil w trumnie.


Jankowi zyje sie spokojnie
W jakiejs Upsali czy Sztokholmie
Lasy, jeziora - ot natura
i dozywotnia profesura
I nie udaje juz Polaka
i  odkryl jakis lek na raka
Co z tego - taka moja dola
Zem ani Szwed, ni Zyd , ni Polak
Kazdy syn z zona z innej nacji
lecz sam zasiadam do kolacji

I potem cala trojka do mnie
Tys to zachowal sie przytomnie
Nie wystraszyles sie Moczara
Gdy Polske sie odzydzic staral
Masz w Telewizji wlasny program
I na gitarze sobie pograsz.
Jak trzeba - to sie znajdzie  rada
Jak pluja, mowie ze deszcz pada
I nie widzialem ani razu
napisu Zydzi - raus do gazu

Tak siedzielismy az do switu
W smrodzie tytoniu, odorze spritu
w zydowskiej knajpie na Kazimierzu
Gdzie czas sie miarka, wodki mierzy
I kwestia jest nierozstrzygnieta
Kto wygral zycie, a kto przegral
Czy ja zazdroscic mam Jankowi
tych doktoratow z onkologii
czy moze Miszka fuksem zrobil.
Wielkiego Szlema Dawidkowi

Powspominalismy swe matki
podworko, szkole i prywatki
Lecz niewyrazne wszystko, dziwne
Jak w czarnobialym, zdartym filmie
Wiec pozegnalismy sie szybko
Bo sie spieszyli na lotnisko
I tak wrocilismy do swoich
willi, penthousow i.. pokoi
I nie ma juz  na Kazimierzu
Czterech zydowskich muszkieterow


All rights reserved to Gabor Luveet 1997

Please send your comments to Chaim Piast. This document was updated 28.11.97.